Trudno w kilku zdaniach powiedzieć, kim jestem. Przed wojną służyłam mieszkańcom gospodarstwa jako miejsce, w którym przechowywano sanie, wozy i koła. To były dobre czasy. Wojenna zawierucha właściwie ominęła Żuławy. Pamiętam tylko, że moje okna wychodziły na budynek gospodarczy, w którym władze niemieckie nakazały zorganizować podstalag. Zamieszkało w nim około 20 głównie brytyjskich jeńców. W dzień pomagali w okolicznych gospodarstwach, ale na noc musieli wracać do stalagu, którego pilnował wachman. Najgorzej wspominam datę 24 stycznia 1945 roku. Było bardzo zimno, ludzie zabrali na wozy swój dobytek i uciekli na zachód. Zostałam sama. Właściwie nie…, zostały jeszcze duchy. Chyba wcześniej o nich nie wspominałam. Są tu ze mną do dziś.
Po wojnie polskie władze oddały gospodarstwo a wraz z nim i mnie osadnikom z Małopolski. Trochę się postarzałam, świat żywych jakby o mnie zapomniał. Zostały mi tylko wspomnienia i moje zjawy. Ludzie też je czasem widują. Zlitowano się w końcu nade mną i trochę wyremontowano. Nie straszę już swoim wyglądem. Mam nowy dach i podłogę. Okna i niektóre drzwi są zabytkowe, ale dzięki temu bardzo piękne. Dostałam też nowe imię i …logo. Nie przechowuję już wozów czy sań, ale chyba jestem ładna, bo goście się mną zachwycają. Odzyskałam dawny blask, jestem komuś potrzebna.
W ciągu roku wysłuchuję wykładów o historii mojego regionu, podsłuchuję historyków, podpatruję fotografów, artystów i pasjonatów. Najbardziej lubię rodzinne warsztaty, odwiedziny dzieci, młodzieży, cyklistów i turystów. Ale wtedy jest wesoło!
Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Przyjedź, odwiedź, posłuchaj, przynieś stary przedmiot, który chciałbyś ocalić od zapomnienia.
Serdecznie zapraszam,
Dawna Wozownia